04.07.2017

Godzina 18:17

Siedzę sobie przed tv w stróżach. Wyjście na stara zakopiankę, która nawiasem mówiąc często jest używana do uprawiania rożnych sportów spowodowało u mnie lekką radość, a sama droga jest płaska, prosta i ma pobocze co sprawiło że pokonałem dziś minimum 28 km licząc od wczorajszego noclegu w Jordanowie. Cieszy mnie to bo wychodzi na to że jestem jeden dzień do przodu i jak nogi nie zawiodą to jutro napotkam kraków i dalej nie wiem czy go pokonać na pieszo czy tramwajem.

 

Tutaj dzisiejsze zdjęcia:

 

 

 

 

05.07.2017

Godzina 09:39 ? pierwszy raz od początku tej trasy wszedłem na górę, z której było widać już czekający na mnie raczej płaski teren. Z tej okazji zrobiłem zdjęcie :-)

Godzina około 21

Leżę w hostelu w centrum krakowa. Mój zjebany charakter nie pozwolił mi na skorzystanie z komunikacji innej niż moje własne nogi. Te właśnie nogi gdyby mogły to by mnie zamordowały. Właściwie to trochę strach zasypiać bo nie wiadomo co te nogi wymyślą :-). Szedłem w kierunku centrum i pytałem ludzi o drogę i jedna miła pani dała mi bilet autobusowy. Jestem generalnie nieświeży ale chyba aż tak tragicznie nie wyglądam no chyba ze jak ludzie mnie widza to się litują :-). W końcu nawet żul mnie wspomógł finansowo kilka dni temu. W ogóle to stara zakopianka znikła i trzeba było znów zaiwaniać poboczami.

Kraków generalnie jest drogi bo dwugwiazdkowy hotel ( czyli tak samo ugwiazdkowany co ten w Rdzawce ) kosztował 3 razy więcej. Należy dodać, że ten krakowski był w lepszym stanie ale był w bardzo kiepskim miejscu, czyli kilkadziesiąt metrów od początku chodnika w krakowie, ale nie koniecznie początku asfaltu.

Generalnie wieczorami moja lewa łydka zamienia się w Godzille, a przynajmniej podwaja swój rozmiar. Jeśli chodzi o jedzenie to dziś było około 2 do 3 kg bananów, prawie kilogram surówek z biedronki, kilo nektarynek i tabletki z magnezem i coś niedobrego czego nie potrafię teraz odczytać :-) i milion litrów wody. Oparzenie słoneczne zaatakowało moje prawe ramie.

 

Zdjęcia:

 

 

06.07.2017

Godzina 21:24

Jestem zły na Kraków. Mówiąc delikatnie się wkurwiłem. Więcej nigdy do krakowa nie przyjdę. Pewnie przyjadę ale przyjść nie przyjdę. Szedłem dziś jakieś w cholerę dużo godzin. Bolą mnie stopy i powinno mi w zamian zostać ofiarowane wiele następnych kilometrów a siedzę na polu namiotowym "Clepardia". Pole generalnie spoko, ale znajduje się ono w krakowie. Oczywiście że byłem już w zielonkach, ale nie było noclegu i zupełnie nieświadomie idąc w kierunku pola namiotowego wskazanego przez życzliwych wlazłem w regularny Krakow. Gdybym miał siłę, albo gdyby moje nogi miały to wyły by teraz do księżyca próbując ulżyć sobie w cierpieniu.

Chociaż tyle dobrze, że znam drogę do zielonek i jest to blisko i jak się uda to pomknę jutro w dobrym kierunku. Generalnie mam około jednego dnia do przodu, ale kurwa mać światła brak idę spać.

 

Zdjęcie:

 

 

08.07.2017

Godzina 8:15

Powoli się szykuję do wyruszenia ze skały. To taka miejscowość na północ od krakowa. Dziś planuje dojść do Wolbromia, albo dalej. Na lewej nodze mam mokre skarpetki a na prawej suche i na dodatek nie spałem od 3 w nocy. Coś czuję, że to będzie interesujący dzień :-)

No i śniło mi się, że ktoś mi wpuścił jeże do mieszkania. Dziwny sen.

Godzina 17:26

Siedzę na przystanku w Wolbromiu i ciesze się że przystanek ma chociaż dach i tylna ściankę bo zawsze to głowa sucha. W sumie to tylko jedna noga mokra a może nawet jej połowa, ale burza chyba nawraca. Ale to zależy w którą stronę patrzeć :-). Sytuacja jest taka, że dolazłem tu w 4 godziny ( nie licząc odpoczynków ). Lazłem dosyć szybko a głupie google ( używane przez kolegę z którym się łącze telefonicznie ) mówi że dziś tylko 20 km poszło. Na szczęście mądre google mówi, że do Gdańska już mniej niż 500 km. Dokładnie to 499 km co daje 21 km dziennie , dzięki którym pewnie ze dwie godziny przed powrotnym pociągiem uda mi się zobaczyć morze może.

Dodatkowo zapoznane tu w każdy z dostępnych mi sposobów noclegi są zajęte albo nadspodziewanie drogie. Skłaniam się ku opcji dodatkowej, czyli pójściu gdzieś na północ i w najgorszym razie noclegu na dziko. W sumie to miała być podstawowa opcja, ale jakoś tak wyszło ze na razie nie była i pewnie nie będzie :-).

Deszcz sobie poszedł, więc ja tez sobie powoli pójdę chyba w kierunku Pilicy.

Ostatecznie zdecydowałem się na drogę w stronę żarnowca. Jutro odbije w kierunku szczekocin.

Z przyczyn niezależnych ode mnie będę zmuszony zacisnąć trochę finansowego pasa i więcej nocować na dziko tak jak teraz. Aktualnie pierwszy raz w życiu rozłożyłem namiot tam gdzie zastał mnie zachód słońca. Ciekawy jestem czy nikt mnie stąd nie wygoni , ale niczego nie niszczę namiotem. Żadnych upraw ani nic takiego. Z tym że namiot jest pomarańczowy, więc może być z lekka widoczny na zielonoczarnym nocnym tle.

A w ogóle to wymyśliłem jak zwiększyć ilość pokonywanych dziennie kilometrów. Normalnie mam dość po około 6-7 godzinach łażenia ( odliczając przerwy). Zaczyna wtedy boleć bardziej niż powinno, ale jak odpocznę z godzinę i w jakimś zacisznym miejscu przebiję nowe odciski i zmienię opatrunki na stopie lub stopach to nagle pojawia się siła a przynajmniej możliwość zrobienia coś koło 5 dodatkowych kilometrów. Jak się uda to może posiedzę ze dwa dni nad tym morzem. Ok idę spać bo ledwo widzę co pisze.

 

ZDJĘCIA:

 

 

 

STRONA 1STRONA 2STRONA 3 STRONA 4STRONA 5STRONA 6STRONA 7STRONA 8

 

 

Additional information